Detektoryści polscy - próba systematyki

Historia wykrywaczy, ciekawostki, może jakiś zauważony artykuł w prasie nt wykrywaczy i inne, które trudno dopasować do pozostałych działów.

Detektoryści polscy - próba systematyki

Postautor: Iwan Niegroźny » czw gru 07, 2017 12:27 pm

Poniższa systematyka jest sporządzona z przymrużeniem oka, więc nazbyt "seriozni" detektoryści mogą się oburzyć. Ci zatem niech odmówią różaniec (ostatnio jest to w modzie) w intencji liberalizacji prawa względem poszukiwaczy. Poza tym niektóre gatunki mogą się krzyżować np. plażowicze i jutubisie, tworząc hybrydy.

Biedadetektoryści
Nieważna jest dla nich jakość znalezisk, ale ich masa. Nieważne czy znaleźli resztki satelity, czy Tupolewa (kultowa - zwłaszcza w Polsce - marka samolotów - przyp. autora), najważniejsze żeby to znalezisko dużo ważyło i żeby było w tym jak najwięcej miedzi. Potem na plecy i wio do skupu. Spotkałem kiedyś nieopodal Doliny Górnika, na obrzeżach Chorzowa gościa ze dwa razy ode mnie większego, manipulującego przy nieistniejącym torowisku. Wydłubywał z gruntu stare śruby do mocowania szyn i podkładów. Miał cudaczny detektor - samodział. Proszę sobie wyobrazić hybrydę starego magnotofonu kasetowego (tego z dużymi, płaskimi przyciskami do wciskania od góry, Unitra lub coś podobnego) i stalowego pręta zbrojeniowego. Obudowa magnetofonu mieściła elektronikę (uruchamianą tymi klawiszami, głośnik emitował sygnał), a sonda i pałąk były wykonane z jednego, wygiętego pręta zbrojeniowego. I to działało ! Po prostu biedadetektorysta geniusz ! Po lasach nie łaził (bał sie niewybuchów - są jeszcze roztropni detektoryści), interesowały go wyłącznie postindustrialne nieużytki, na których szukał złomu pokopalnianego (zwłaszcza miedziane styki rozpalały jego wyobraźnię). Parę razy wspominał o legendarnym skarbie z Huty Kościuszko, który chciał odnależć. Mianowicie w czasach PRL-u wyprodukowano jakąś ilość stali nierdzewnej, której z powodów jakościowych nie odebrał kontrahent (?). Wywalono ją na nieużytki (hałdy żużla z huty) i ma tkwić tam po dziś dzień. Za każdym razem, gdy mój rozmówca powracał do tej mitycznej stali pomnażał jej ilość w postępie geometrycznym (5 ton, 10..., 15....20....). Mam nadzieję, że nie gonił króliczka z Playboya. Ogólnie biedadetektoryści to gatunek występujący głównie na terenach postindustrialnych Górnego Śląska. Sa tu setki hektarów nieuzytków do przetrząśnięcia przez te pracowite, ludzkie mrówki.

Plażowicze, czyli praca na trzy zmiany
Szukanie na plaży to czysta przyjemność, pod warunkiem, że nie ma zbyt dużej konkurencji i nachalnych gapiów ("czego pan szuka ?"). Przy obecnym pogłowiu detektorystów plażowych powstał na niektórych plażach (tych przy obleganych przez turystów kurortach) niepisany trzyzmianowy system poszukiwań. Po co ? Aby ubiec konkurencję i ewentualnie uprzedzić "parawaniarzy" rozbudowujących swoje stanowiska plażowe do rozmiarów bliskich fortyfikacjom spod Verdun. Zatem 1-a zmiana od świtu do śniadania(ok. 4.30 do 9.00, czyli do momentu zwalenia się tłumu plażowiczów), 2-a od 17-ej (plażowicze zgrubsza idą w cholerę) do zmroku i 3-a, nocna zmiana, by ubiec tych ze zmiany pierwszej.
Takie cyrki z trzecią zmianą odstawiano na pewno we Władysławowie, Łebie, na płw. helskim, prawdopodobnie w Trójmieście. Faceci po ciemku, nieraz grupowo (patrz: paruwy) omiatali sondami piach w nadziei na fanty. Tak było jeszcze parę lat temu (słyszałem od wiarygodnych detektorystów). Jak jest obecnie, nie wiem ? Zwłaszcza , że wielu poszukiwaczy plażowych dokonało detetkorystycznego "coming-outu" i bez żenady depcze po plażowiczach, nie bacząc na docinki i uszczypliwości. Grzebanie na plażach śródlądowych nie wymaga aż takich poświęceń, chociaż z początkiem 2018 zostanie chyba tylko - z konieczności, ogónie rzecz biorąc - praca na trzecią zmianę.

Pola śmieci czyli elektromagnetyczni żniwiarze
Łażenie po zaoranym, zbronowanym, niezazielenionym polu to chyba zaliczyła lwia większość szukaczy. Jesienią lub latem (ścierniska po żniwach) pola roja sie od detektorystów - do dla nich czas żniw. Zamiast kos dzierżą w dłoniach "wykrywki", ale muszą uważać, bo chłop żywemu nie przepuści.

Błogosławieni cisi (detektoryści) albowiem ich jest królestwo (detektorystyczne) czyli morda w kubeł
Są jak ciemna materia kosmosu, ludzie-duchy. Stosują zasadę "tiszie jediesz dalsze budiesz", nie chełpią się swoimi fantami na lewo i prawo, nie zmieszczają zdjęcia każdej znalezionej pierdoły w Internecie, a tym bardziej nie filmują swoich wyczynów (patrz: jutubisie). Kiedy coś ich w terenie zaniepokoi, zwijają manele i znikają, stając się kanwą legend miejskich o nawiedzonych przez upiory miejscach.

Pod(wodnicy) czyli brodzący i pływający detektoryści
Brodzą w wodzie, nieraz po szyję (częściej) lub pływają w odmętach z akwalungiem na plecach i "Excaliburem" w dłoni pod wodą (rzadziej). Penetrują głównie przybrzeżne akweny jezior lub kąpielisk. Brodzący preferują stojącą wodę, bo walka z falami morskimi wyczerpuje bardziej niż oglądanie wiadomości TVP. Morze jest bardziej wymagające (tu trzeba zejść pod wodę chyba, że jest flauta i znikoma fala to się wtedy brodzi). Rzeki to też raczej domena płetwonurków (wartki nurt i muł to jednak spore utrudnienie). Jest ich niewielu, bo detektory wodoszczelne są drogie w porównaniu z "lądowymi", choć pojawienie się Garreta AT PRO trochę zatarło tą granicę.

Detektoryści piraci czyli szabrownicy
Zaliczają się do nich bezsprzecznie ci, którzy wleźli z premedytacją na znane stanowisko archologiczne lub zaczęli łazić z wykrywką po wzgórzu wawelskim i coś tam znaleźli, zabrali i słówkiem nie pisnęli. Piszczą dopiero, gdy przyjeżdżają do nich w odwiedziny gliny z nakazem przeszukania domu. Generalnie są tymi enfant terrible całego środowiska detektorystycznego i w głównej mierze to oni sprowadzili nieszczęście na wszystkich detektorystów (nawet safandułów plażowych, niepotrafiących namierzyć pięciozłotówki na głębokości 2 cm pod powierzchnią piasku). Często piszą o nich w gazetach, jako złodziejach zabytków archeologicznych.

Achtung minen czyli poszukiwacze militariów
Kopią najgłębsze doły i ich zazwyczaj nie zasypują (patrz: płw. helski). Szukają wszystkiego, co strzelało, wybuchało (lub miało wybuchnąć) albo należało do jakiegoś wojaka. Mają często zatargi z gliniarzami, bo trzymają po chałupach jakieś zardzewiałe "pepesze" i "szmajsery", z których trudno strzelić obecnie nawet kapiszonem (prawdziwy nabój rozerwałby taki złom na kawałki), co jest niby nielegalne. Od czasu do czasu jakiś poszukiwacz militariów wylatuje w powietrze razem ze swoja kolekcją min, granatów i pocisków do "Grubej Berty", gdyż chciał zajrzeć do niewybuchu środka przy pomocy młotka. Za to z kolei lubią ich szczególnie firmy budowlane, zakłady pogrzebowe, szklarze oraz producenci protez.

Detektoryści jutubisie czyli gwiazdy Internetu
Celebryci mają klawe życie - pomyśleli niektórzy detektoryści - i zaczęli ochoczo kręcić filmiki, dokumentujące ich zapierające dech w piersiach, wyczyny. O ile celbryci na sławie zarabiają pieniądze to w przypadku detektorystów polskich nagłaśnianie ich sukcesów jest wielce nierozsądne i zarobić można najwyżej wyrok sądowy. Różne są to produkcje, począwszy od nudnych, jak orędzie noworoczne prezydenta, monologów w zaciemnionym pokoju do seriali opatrzonych efekciarską i hałaśliwą czołówką w stylu "Sensacji XX wieku" pana BW. Niektórzy "reżyserzy" (a właściwie jeden) przy okazji reklamują detektory, które aktualnie sprzedają. Nie żebym się czepiał, business is business, ale po co do handlu dorabiać poszukiwawczą ideologię (chyba tylko po to, aby "podjarać" potencjalnych nabywców). Fabuła filmików nie jest zbyt skomplikowana i nawet początkujący koneser tych sensacji może dostrzec w pewnych przypadkach ewidentne ustawki. Detektorysta nagle przysiada, ruch łopatką i oto błyszczy się w słońcu srebrna moneta w stanie menniczym, niczym wyciagnięta z klasera. Ot, tak po prostu się pojawił półtalar z XVI wieku, bo znalazł go mistrz, a nie jakiś tam biedadetektorysta. Można odnieść wrażenie, że autorzy tych krótkometrażówek (choc się zdarzają 40-o minutowe eposy) prowadzą ze sobą jakieś korespndencyjne pojedynki na znaleziska (stąd te ustawki). Oddzielnych wrażeń mogą dostarczyć komentarze zachwyconych fanów. Niektóre są naszpikowane błędami ortograficznymi i stylistycznymi, jakich nie powstydziłby się absolwent "hilfki"

Blogerzy i kronikarze
Natrafiłem kiedyś w Internecie na blog jakiegoś poszukiwacza z Kołobrzegu. Znaleziska były przedstawione nie w świetle ilości, lecz kontekstu kulturowo-historycznego. Z dokładnym opisem i czasem z odsyłaczem do źródła wiedzy. Porządna robota, bo ktoś nie tylko szukał, ale starał się zrozumieć co znalazł, dzieląc sie zdobytą wiedzą z czytelnikami bloga. Moje wyrazy uznania.

Detektorystki czyli kobieta pracująca żadnej pracy się nie boi
Panie są zdecydowaną mniejszością w tym zdominowanym przez samców sporcie. Osobiście widziałem tylko dwie panie: jedną na plaży miejskiej w Gdyni (tej przy falochronie mariny), a drugą w Jastarni (była z tatą). Obie chodziły z kanarkami !

Terytorialiści czyli plaża jest moja
Te zdarzenia (spotkałem go dwa razy) miały miejsce w deszczowym lipcu 2011 roku, w Wisełce (wyspa Wolin) i Swiętouściu (takoż). Rankiem spotkałem na plaży w Wisełce jegomościa, który opróżniał z butelek i puszek kosze na śmieci. Oddałem mu honory (w końcu to też poszukiwacz, tylko z innej ligi), ale skończyło się to dłuższą rozmową, która zaowocowała postraszeniem mnie...policją (sic !). Siwy pan w wieku 60+ stwierdził, że wygrał przetarg na oczyszczanie plaży i wszystko co na niej leży od wejścia nr "x" do wejścia nr "y" jest jego, a do takich jak ja, to on wzywa policję ! Podejrzewam do dziś, że to był bluff, a gadatliwy śmieciarz opowiadał mi o tym, że on też chodzi z wykrywaczem, tylko teraz nie ma czasu, niemniej później "pośle dwóch chłopaków" (synowie ?) i oni zaopiekują się bilonem plażowym i świecidełkami (jeśli je znajdą). Tak więc najwidoczniej obawiał sie konkurencji (mimo, że w tamtym czasie chodziłem zaledwie z kanarkiem model 250, na który on - okiem znawcy - patrzył z pobłażaniem, rzekłszy tonem eksperta: "musi pan mieć większą sondę"). Innego dnia nadziałem się na niego w Świętouściu, gdzie jeszcze raz opowiedział o "swoim" rozległym terytorium. Do rękoczynów, ani pyskówki w ubu przypadkach nie doszło.
O takich zachowaniach, tylko bardziej chamskich, słyszałem w 2007 roku od lokalsa z Jastarni. Mówił, że "w Karwi można oberwać", ponadto w Sopocie, przy molo kręcił się jakiś ponury szajbus z detektorem i odpędzał innych reprezentantów swojego gatunku. Detektorysta-śmieciarz, straszący na plaży innego poszukiwacza policją ? Takie rzeczy - panie - tylko w Polsce.

Handlarze czyli znajdź, wykop, sprzedaj
Tu sprawa jest prosta i wiele pisać nie trzeba. Ci z nich, którzy tracą instynkt samozachowawczy, wystawiając na Allegro kupkę rzymskich monet z dopiskiem "wykopki", zazwyczaj w ciągu 48 h zawierają bliższą znajomość z funkcjonariuszami policji.

Paruwy czyli kupą mości panowie
Bez obrazy panowie, to tylko zabawne (jak dla kogo oczywiście) skojarzenie od słów "paru" i "para". Zdarza się, że szuka naraz PARU poszukiwaczy (niektórzy lubią z jakichś przyczyn poszukiwania grupowe, może w kupie czują się raźniej). Niektórzy szukają PARAmi (chyba też czują się raźniej, poza tym chcą zoszczędzić na benzynie, gdy jadą jednym autem na odległą miejscówkę). Stąd te paruwy przez "u" otwarte.

Indywidualiści czyli "zrób to sam"
Szukają w pojedynkę, choć niekoniecznie idzie to w parze z dyskrecją (patrz: jutubisie).

Klubowicze czyli zrzeszeni
Lubią kolektyw, legitymacje członkowskie, jednolite barwy klubowe, wspólne nasiadówki przy herbacie, wspólne obchodzenie imienin i urodzin itp. Niekoniecznie lubią wspólne odsiadki w pudle, więc niekiedy lubią się podwieszać pod konserwatorów zabytków i przychylnych archeologów, którym karnie oddają fanty (z drobnymi wyjątkami).

Detektoryści filantropi
Od czasu do czasu jakiś nadludzki imperatyw, wręcz boska ingerencja w hermetyczną jaźń detektorysty powoduje, że oświecony - niczym Budda - poszukiwacz udaje się ze swoją kolekcją fantów do najbliższej "fantoteki" (muzeum) w celu bezinteresownego ich ofiarowania. Dochodzi tu najczęściej do tego, co Bertrand Russell nazwałby zapewne "barbarzyńską zdradą idei logiki". Otóż pryncypał muzealnych gablot i filcowych kapci, miast zaśpiewać z radości "Odę do radości" a capella z marsową miną telefonuje na posterunek policji i uprzejmie donosi o możliwości popełnienia przez darczyńcę przestępstwa, narażając go tym samym na różne nieprzyjemności i przestępczą stygmatyzację. Najsłynniejszym przedstawicielem tego nielicznego gatunku jest monsieur Saper.

Weterani
Najstarszego stażem detektorystycznym zawodnika spotkałem na plaży. Z jego opowieści wynikało, że zaczął się w to bawić w 1991 roku ! Po plaży chodził ze starym, analogowym White'sem (tak, tak, weterani wiedzą co jest dobre). Niestety nie było czasu na dłuższe opowieści, bo obaj byliśmy w pracy, a czas na plaży dla detektorysty to pieniądz (dosłownie). Jest sporo gości, którzy zaczęli parać się detektorystyką w latach 90-ych (rozkwitł wówczas handel detektorami), ale nie słyszałem nigdy o kimś, kto by się tym zajmował w czasach PRL-u. Dobry temat do rozwinięcia dla kogoś innego niż ja.

Folklor detektorystyczny
Widziałem go rok po roku na miejskiej plaży w Gdyni. Starszy pan ze starannie zawiązanym krawatem szukał kanarkiem model 250. Liczył w dłoni znalezione miedziaki obiegowe. Przygodnie spotkany detektorysta-lokals określił go jako lokalny folklor, który nigdy niczego cenniejszego od dwudziestogroszówki nie znalazł, bo nie potrafił właściwie zaprogramować kanarka !

Midnight Express czyli uciekający detektoryści
Zanim w 2018 roku dojdzie do masowych aresztowań, zanim przez łąki, pola, lasy i plaże z lądu, powietrza i morza ruszą obławy, wyłapujące detektorystów niczym bocian żaby. Zanim życzliwi (jak zwykle, taka polska tradycja) sąsiedzi doniosą, że po swoim własnym polu chodzi detektorysta, a to przecież jest zakazane i może by władza zapomniała,że donosiciele niedawno buchnęli ścięte drewno z lasu. Zanim się to zacznie zdarzać warto przypomnieć sobie kilka klasycznych filmów, związanych z tematyką penitencjarną, aby jakoś przetrwać te dwa lata w kiciu. Detektoryści, którzy są przecież mistrzami kopania dołków mogliby te umiejętności wykorzystać do skrócenia sobie uciążliwego dla siebie i podatnika czasu odsiadki. Mogliby zostać awangardą uciekinierską (te precyzyjne podkopy i tunele, torujące drogę na upragnioną wpolność !) w przepełnionych pierdlach. Oto kilka filmów fabularnych, które warto zawczasu obejrzeć ze względu na ich eskapistyczną wymowę: "Papillion", "Midnight Express", "Wielka ucieczka" (podkop i tunel !), "Więzień z Acatrazz", "Ucieczka z Acatrazz", "Skazani na Shawshank", "Hrabia Monte Christo", "Brawurowa ucieczka", "Dla niej wszystko" i wiele, wiele innych. Zanim detektoryści przywdzieją pasiaki i zaczną oddychać dusznym, więziennym powietrzem powinni się zapoznać z barwnymi więziennymi opowieściami oraz specjalistyczną terminologią. Legendy o grypserze, ludziach, frajerach, cwelach, parzeniu czaju, charakternych, symbolice dziar itp. są na wyciągnięcie ręki. No i koniecznie przećwiczyć stary numer z ręcznikiem (recydywa wie o co w tym biega).
Na marginesie zastanawia skąd władze wytrzasną "miejsca noclegowe" dla kilkudziesięciu tysięcy chłopa ? Pudła są obecnie przepełnione. Czyżby uruchomi sie program więzienie+, a może nowe więzienia powstaną na chiński kredyt w ramach niemieckich reparacji wojennych ?

Więcej kategorii nie wprowadziłem, choć na siłę można by było. Co z detektoryzmem polskim dalej będzie, trudno w tej chwili powiedzieć. Prawdopodobnie niektóre gatunki detektorystów wymrą z konieczności lub będą ewoluować, bo w przyrodzie przetrwają tylko te istoty, które potrafią sie przystosować do zmieniających się warunków bytu.
Ciąg dalszy może nastapi, a może nie.
Iwan Niegroźny
 
Posty: 8
Rejestracja: pn wrz 03, 2007 10:08 am
Lokalizacja: województwo pomorskie

Wróć do Inne - też związane z wykrywaczami i poszukiwaniami

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości