Przyczynek do legalizacji amatorskich poszukiwań w Polsce

Historia wykrywaczy, ciekawostki, może jakiś zauważony artykuł w prasie nt wykrywaczy i inne, które trudno dopasować do pozostałych działów.

Przyczynek do legalizacji amatorskich poszukiwań w Polsce

Postautor: Iwan Niegroźny » ndz lis 19, 2017 2:35 pm

Naprawdę nie wiem od czego i jak zacząć, ale może początek nie jest taki istotny, lecz tezy i wnioski, które tu zawrę. Zatem z detektorystami jest jak z seksem przedmałżeńskim - był, jest i będzie... Stop. Początek fatalny, mam nadzieje, że nie czytają tego dzieci i księża (być może pójdą w ruch cenzorskie nożyce).

No to jeszcze raz zacznę. Od ogółu przejdę do szczegółu. Otóż detektoryści / poszukiwacze (oba terminy będę stosował zamiennie, choć drugi termin jest szerszy, bowiem poszukiwaczem można być bez "uzbrojenia" się w detektor, a zabytki można znaleźć dosłownie na śmietnikach ) przecięli swoją pokrętną, amatorską ścieżynę z autostradą, którą mkną archeolodzy. Jak wiadomo, przechodzenie przez ruchliwą jezdnię w miejscu niedozwolonym grozi śmiercią lub kalectwem. Ponieważ mam słabość do metafor, to w ten sposób (Polacy czczą motoryzację) nawiązałem do obecnej sytuacji polskich detektorystów w kontekście prawnym. Zarówno cywilizowani archeolodzy (czyli oficjalnie namaszczeni przez naukę kapłani predystynowani do badania dziejów ludzkości), jak i barbarzyńscy poszukiwacze -amatorzy , mają predylekcję do dłubania w ziemi. Powinno to ich łączyć, a niestety dzieli.

Archeologia, jak każda nauka, posiada dwie podstawowe cechy: przedmiot badań i metodykę badań. Przedmiotem badań archeologii są materialne wytwory ludzkich rąk bez względu na surowiec, z którego zostały wykonane, wielkość, kolor, smak, wartość materialną itp. W sumie rzecz sprowadza się do lokalizacji i wszechstronnego, empirycznego zbadania rozmaitych artefaktów w ramach bogatego wachlarza metod badawczych. Ale początkiem całego procesu badawczego jest znalezienie obiektu badań (ktoś kiedyś powiedział, że najwięcej odkryć archeologicznych dokonuje się w bibliotekach, czyli w źródłach historycznych). Tak, trzeba przede wszystkim coś znaleźć, żeby zbadać ! Ale to nie jest takie łatwe, jak w anegdocie. Archeolodzy wykorzystują rozmaite zdobycze techniki ( w tym także - pomocniczo - wykrywacze metalu). I tu się zaczynają krzyżować drogi archeologów i poszukiwaczy, bo poszukiwacze- detekoryści wykorzystują wykrywacze także, ale przeważnie nie pomocniczo....

Żeby bronić idei legalnego detektoryzmu wtrącę konieczna dygresję, mianowicie w rozważaniach pomijam zachowania patologiczne marginesu detektorystów cebulaków - chuliganów oraz marginalne grzeszki archeologów i "ochroniarzy zabytków" (korupcja itp.). W każdym środowisku występują bowiem niemoralne jednostki, a to "łowcy skór" z pogotowia ratunkowego, a to policjanci czasem kogoś pomęczą nadmiernie prądem elektr. itp.

Gdyby archeolodzy zmuszeni zostali do wejścia w buty detektorystów, musieliby spędzać długie godziny w terenie, bez gwarancji znalezienia czegokolwiek ciekawego (z metalu rzecz jasna), nie mówiąc o ceramice czy pięściakach. Archeolodzy lubią trafić jak najszybciej we właściwe miejsce i wbić łopatę w epicentrum zalegania artefaktów. Nie wszystko da sie wyczytać ze źródeł historycznych i analizy zdjęć lotniczych, czasem decyduje łut szczęścia, bo ktoś coś znajdzie przez przypadek i daje cynk archeologom. Archeolodzy kochają "cynki", bo to skraca czas poszukiwań, a czas to pieniądz oraz wróg (wy)trwania (nie tylko pewnej telewizji). Archeologia to nie tylko dłubanie w ziemi, lecz także sporządzanie dokumentacji, klasyfikowanie znalezisk, konserwacja, pisanie artykułów naukowych, pranie pieluch swoich pociech, jeżdżenie na mecze piłkarskie kadry narodowej... Ale oto jest niemal idealne rozwiązanie: sojusz archeologiczno-detektorystyczny. Detektorysta znajduje, a archeolog wykorzystuje aparat naukowy i bada znaleziska. Archeologów jest znacznie mniej niż detektorystów, więc procesy poznawcze mogą zostać wydatnie przyśpieszone.

Czas jest wrogiem egzystencji artefaktów ze względu na zanieczyszczenie gleby związkami chemicznymi, które wchodzą w reakcję z przedmiotami metalowymi, przyśpieszając ich korozję. Kwaśne deszcze, nawozy sztuczne, mechanizacja rolnictwa powodują powiększanie się odsetka destruktów. Wierutną bzdurą jest więc pogląd, że detektoryści niszczą artefakty. Oni je często wręcz ratują ! I za to mają być dwa lata pudła !?

Załóżmy, że gdzieś lecz dokładnie nie wiadomo gdzie, spoczywa w Polsce legendarna włócznia mitycznego Cebuliusza. Przedmiot pożądania kolekcjonerów, historyków, bogatych szejków arabskich, archeologów itp. W świetle prawa łapy na tym cacku moga położyć jeno archeolodzy, ale jakie jest prawdopodobieństwo, że właśnie oni to znajdą, skoro nie łażą w terenie z detektorem w łapie ? Ile lat minie, nim ten przedmiot wpadnie w oficjalne "państwowe" ręce ? Dwa, sto, a może milion lat ? Za milion lat nie będzie już ludzkości, a jej resztki będą badać pozaziemscy astroarcheolodzy (zostaną artefakty z tworzyw sztucznych np. mój notebook, jeśli go zgubię w lesie). Ale to wszystko można przyśpieszyć, czyli detektoryści ostatnią deseczką (czytaj: saperką i sondą) ratunku.

A propos legalności poszukiwań. Przedstawiciele rozmaitych organów często intonują ponurą i nudną pieśń p.t. "Pozwolenie na poszukiwania" odnośnie do pewnego ważnego świstka. Z pozoru jest to list żelazny, który oddala od poszukiwacza gniew "organów", a w rzeczywistości jest to niepraktyczny swistek, osłabiający impet poszukiwawczy współczesnego detektorysty. Rzecz sprowadza się do wypełnienia formularza, zawierającego rubryczki do opisu miejsca poszukiwań, przedmiotu poszukiwań (skąd do Ywruk Yzdęn - imię tureckiej księżniczki, jak by się kto pytał - mam wiedzieć co znajdę ?), terminu itp. Trzeba oczywiście umieścić swoje personalia i czekać tatka latka. Trzeba też oczywiście za ten glejt - a jakże - zapłacić 80 zeta z hakiem i gdy nastaje upragniony dzień poszukiwań, wówczas nadciąga np. orkan "Helmut" i obraca teren dozwolonych poszukiwań w pobojowisko usiane obficie trupami poszukiwaczy. Nawet jeśli się w takim miejscu nic istotnego nie znajdzie to się po prostu do interesu dopłaca, zresztą i tak się za cenne znalezisko w takim przypadku nic nie dostaje (zostaje satysfakcja gwarantowana). Nie rozumiem więc w obliczu tych faktów zdziwka ze strony archeologów, że tak mało sie tych pozwoleń wydaje, a tylu jest poszukiwaczy (jakiś archeolog rozmnożył już liczbę poszukiwaczy do 150 tysięcy !).

Skarb państwa (dość pokrętna i trudna do zdefiniowania składowa teoretyczna państwa) przewiduje nawet gratyfikację pieniężną dla uczciwych znalazców jakiegoś istotnego historycznie badziewia. Lecz znowóż mamy do czynienia z pokrętną ideą. Mianowicie, gdy np. poczciwy grzybiarz potknie się w lesie o wystającą z ziemi, uprzednio wspomnianą, włócznię Cebuliusza i natychmiast zawiadomi odpowiednie organy to teoretycznie, oprócz uścisku dłoni Ważnej Osoby i dyplomu uznania, może otrzymać pieniężną nagrodę. Jeśli zaś włócznię znajdzie detektorysta nieuzbrojony w glejt i w radosnych lansadach pobiegnie z radosną nowiną do odpowiedniej instytucji, zamiast upragnionego szelestu wypłacanych mu pieniędzy, usłyszy brzęk kluczy więziennego strażnika, gdy zatrzasną się za nim drzwi celi na dwa lata. Bo szelma posługiwał się detektorem. W obu przypadkach skutek jest podobny (zabytek w rękach naukowców), ale konsekwencje dla znalazców zgoła odmienne. Bez sensu, nieprawdaż ?

Teraz jeszcze o pohukiwaniach leśników, że niby detektoryści w lesie niszczą ściółkę, co powoduje nieodwracalne zmiany (przewracają się stuletnie buki, grzyby nie rosną i sarenkom się nie chce rozmnażać, przez co nie ma na co polować i trzeba później rozstrzeliwać bażanty w klatce). Przepraszam, ale to są już szczyty pie...nia ! Dziki potrafią zryć ogromne połacie ściółki leśnej na głębokość parudziesięciu cm, poza tym w Puszczy Białowieskiej leśnicy, pod pozorem wojny z kornikami, wycinają w pień zabytkowe drzewa, oficjalnie pobłogosławieni przez bł. Jana S. od stodoły (a tenże z kolei jest błogosławiony przez św. Ojca Dyrektora od radia). Hipokryzja to zbyt łagodne określenie na to, co wygadują leśnicy względem poszukiwaczy.

Wokół detektorystów/poszukiwaczy wytworzono w Polsce histeryczną atmosferę zagrożenia dla archeologicznych zabytków, nie bacząc, że w niektórych krajach (Dania) lub w ich częściach (Anglia w Wielkiej Brytanii, północna Belgia) stworzono platformę porozumienia pomiędzy archeologami i poszukiwaczami - amatorami. Dlaczego więc zagranicznych praktyk nie wykorzystać w Polsce. Pokażmy, że wolność i swobody obywatelskie nie są unas tylko czczym sloganem !

Oto co proponuję w ramach legalizacji detektorystyki w Polsce.

Wprowadzenie licencji poszukiwacza. Będzie to polegało na uzyskaniu certyfikatu uprawniającego do poszukiwań na terenie całego kraju z uwzględnieniem już istniejących obostrzeń (trzymanie się z dala od znanych stanowisk archeologicznych). Aby uzyskać certyfikat trzeba będzie zdać egzamin z podstaw archeologii i wiedzy historycznej. Nie będzie to wiedza z zakresu studiów, lecz niezbędne podstawy, które ustali wcześniej komisja weryfikująca kwalifikacje poszukiwaczy. Egzamin będzie płatny i zaowocuje bezterminową, imienną licencją, umożliwiającą poruszanie się bez obaw w miejscach wzbudzających gniew różnych służb (np. leśników).
Licencjonowany poszukiwacz będzie musiał się zaopatrzyć w lokalizator GPS, aby precyzyjnie określić położenie znaleziska. Pozwoli to na dotarcie w dane miejsce ekipie archeologicznej i dokonanie pełnych badań.
Licencjonowani poszukiwacze bedą również wynagradzani: co ciekawsze znaleziska będą wykupywane po cenach rynkowych przez odpowiedni organ. A co ? Za pieniądze ksiądz się modli, za pieniądze lud się podli. Archeolodzy tez zarabiają pieniądze np. w ramach nadzoru archeologicznego, przy kopaniu fundamentów pod dom i za zerknięcie na kupę ziemi inkasują honorarium wg stawek umieszczonych w Internecie na swoich stronach www. Detektoryści ciężko nierzadko pracują, bo to w gruncie rzeczy jest praca fizyczna pod gołym niebem, czasem w spiekocie, dokuczają krwiopijne owady, a czasem się napatoczy stado bezpańskich psów lub zwyczajnych rzezimieszków. Tak, w rzeczy samej postuluję powołanie do życia zawodowych poszukiwaczy, uzbrojonych nie tylko w "wykrywki", ale i w certyfikowaną wiedzę.
Nagradzanie detektorystów honorariami za ich cieżką i owocną pracę pozwoli na stworzenie nowych miejsc pracy. Niejeden detektorysta szuka staroci z bidy, bo choć wszystkie rządy od '89 roku troszczą się o zmniejszenie poziomu bezrobocia to robią to tak "skutecznie", że 1,5 mln obywateli "wywiało" za granicę na stałe, a drugie tyle jeździ na saksy. Nie dziwota, skoro najnizsza pensja w Polsce to równowartość tego, co w Niemczech dostaje się za nic nierobienie.
Oczywiście cały splendor naukowy spłynie na archeologów, będą mieli pracy na dziesięciolecia przy badaniu znalezisk. Nie ma pieniędzy na nagrody dla poszukiwaczy ? Wolne żarty. Obecny rząd rozpocznie niebawem przekop Mierzei Wiślanej, co pochłonie setki milionów złotych (inwestycja zwróci się po - bagatela - 350 latach !), a w niedalekiej przyszłości rozpocznie się budowa największego lotniska w Europie (koszt 30 mld złotych !). Co w obliczu takich fanaberii oznacza wydanie kilku milionów złotych rocznie na honoraria dla zawodowych poszukiwaczy ? To jest proszę państwa nic !
Podejrzewam, że wśród poszukiwaczy i detektorystów znajdują się osoby znające się dogłębnie na prawie i negocjacjach, jednym słowem światłe umysły. Można zatem stworzyć jakąś gotową deklarację do podpisania w omawianej materii, dzięki ich kompetencjom, a także poprosić o konieczne poparcie postępowych archeologów. Marzy mi się stworzenie swego rodzaju lobby na rzecz uznania detektorystki amatorskiej za pomocniczą dziedzinę archeologii.
Żadne zakazy niczego nie zmienią, bo ludzka ciekawość i żądza posiadania czegoś oryginalnego wezmą górę nad drakońskimi obostrzeniami względem poszukiwaczy. Okazuje się, że represje karne są teoretycznie większe wobec detektorystów, niż sprawców przestępstw o wyższym ciężarze gatunkowym, niż wygrzebanie starego garnka z ziemi. To wiele mówi o współczesnej Polsce, która wcale nie jest znowu taką oazą wolności (zwłaszcza od 2015 roku). Amatorskie poszukiwania detektorystyczne to także przejaw swobód obywatelskich i detektoryści, miast popiskiwać niczym osaczone przez kota myszki, niech zaczną odważniej domagać sie swoich praw. Praw specyficznej mniejszości. Mam nadzieję, że mój artykuł zainicjuje jakąś konstruktywną dyskusję. Pozdrawiam.
Iwan Niegroźny
 
Posty: 8
Rejestracja: pn wrz 03, 2007 10:08 am
Lokalizacja: województwo pomorskie

Re: Przyczynek do legalizacji amatorskich poszukiwań w Polsc

Postautor: ProScan » pn lis 20, 2017 5:39 pm

Dyskusji bym nie oczekiwał. To raczej niszowe forum i mało kto zagląda, chyba że ma problem z wykrywaczem.

Ale dziękuję za obszerny tekst - częściowo się zgadzam, częściowo nie.

Moge tylko ogólnie skonstatować - poszukiwacze nie sa i nigdy nie będą znacząca grupa mogącą wpływać na prawo (choćby najtęższy mózg prawniczy się wysilił). Więc, albo się podporządkują i znajdą jakiejś w pełni legalne drogi by realizacja swoje pasje, to polegną (zostanie im działanie na nielegalu, albo półlegalu).

Żadne oczekiwania w stylu płacenie za znaleziska nigdy się nie zmaterializują. Trzeba by być rolnikiem, górnikiem albo policjantem żeby dostawać coś za nic (np. emeryturę po 15 latach ciężkiej służby jako rzecznik prasowy).

Soryy - taki mamy klimat społeczno -policzyczno -psychiatryczny.

:pa

proscan
ProScan
Właściciel
 
Posty: 8489
Rejestracja: czw wrz 22, 2005 12:57 pm

Re: Przyczynek do legalizacji amatorskich poszukiwań w Polsc

Postautor: Iwan Niegroźny » śr lis 22, 2017 6:08 pm

Nie szkodzi. Nie chodzi tu o lawinę jednozdaniowych, upstrzonych dziecinnymi błędami ortograficznymi, postów (jak np. w portalu "Odkrywca"). Właśnie dlatego, że jest to portal niszowy, dzięki pańskiej uprzejmości, zamieszczam tu swoje przemyślenia, celowo odziane w absurdalną niekiedy formę. Surrealiści zawsze byli mi bliscy, poza tym jednak ktoś tu jednak zagląda i czyta. Nie jest też tu zbyt tłoczno od niekończących się wątków, niekiedy bez większego znaczenia (na innych portalach "poszukiwawczych" tak jest, więc nie ma sensu zamieszczać tam poważniejszych treści). Nie należy nigdy mówić nigdy, świat się zmienia i nawet taki bogoojczyźniany dom wariatów, jak Polska zostanie kiedyś porwany przez wir przemian. Inaczej stanie się Koreą Północną Europy, gdzie wszystko ma być podporządkowane jednej partii i wodzowi - starej, nielotnej kaczce. A dla takiej opcji nie ma w Europie miejsca. Piszę obecnie trzecią część tryptyku (na to w sumie wyjdzie) o gatunkach detektorystów, na podstawie osobistych obserwacji. Będzie trochę anegdot i śmiesznych skojarzeń. Chyba skończę pisać przed Świętami. Później wrócę na swoją planetę.
Iwan Niegroźny
 
Posty: 8
Rejestracja: pn wrz 03, 2007 10:08 am
Lokalizacja: województwo pomorskie


Wróć do Inne - też związane z wykrywaczami i poszukiwaniami

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości